Czy jest coś za czym tęsknisz? Coś co robiłeś w Polsce a nie robisz tego tu w Holandii?
Czy jest coś za czym marzysz?
Dla mnie to są książki. Za każdym razem kiedy jestem w boekenwinkel dotykam, patrzę i powtarzam, że jeszcze nie dziś ale już niebawem. Niebawem usiądę w fotelu z kubkiem gorącej kawy otworzę holenderską książkę i wszystko zrozumiem.
Na książkę jest jeszcze za wcześnie, ale na dwumiesięcznik Flow już nie. Wczoraj z dziećmi
kupowaliśmy prezent dla córki przyjaciela i kiedy one przeglądały książki ja poszłam w stronę czasopism. Wzięłam do ręki Flow, otworzyłam na pierwszej stronie, przeczytałam i …..zrozumiałam!!!
Czy kupiłam Flow? Oczywiście. Nawet jeśli przyjdzie mi ten dwumiesięcznik czytać przez rok to za rok będę mogła powiedzieć, że: Udało mi się – skończyłam 161 stron!! Oczywiście moja gazeta nie wszystkim przypadnie do gustu ale każdy z nas ma coś co nie daje nam spokoju, niektórzy auta, inni moda, ploteczki a może architektura i dekoracja wnętrz. Het maakt me niet uit. Chodzi mi o to, że ucząc się języka z podręcznika – co oczywiście jest istotne, żadko odczuwamy przyjemność, a co za tym idzie często brakuje nam czasu by do tego podręcznika zajrzeć. Przyznam się, ze moje książki do nauki języka leżą na półce jako mój wyrzut sumienia. Jestem mamą, mam swoją pracę, przyjaciół, obowiązki i nie mam czasu!! Czy to znaczy, że nie znajdę czasu na czytanie Flow? Nie! Czy wieczorem będę siedzieć z tłumaczem, słownikiem, komputerem i bóg wie czym jeszcze by móc dowiedzieć się co tam jest napisane? – oczywiście, że tak. Czy w ten sposób mogę sobie pomóc w nauce holenderskiego i nie zamęczę się na śmierć – zdecydowanie tak.
Podczas naszych świąt Wielkiejnocy przy naszym stole rozmowy toczyły się w trzech językach, było wesoło i wszyscy się rozumieli choć wśród gości byli rodowici Holendrzy. W pewnym momencie moja koleżanka mówi do mnie: „Kasia, jak ty fajnie mówisz!! Ja jestem tu 8 lat i rozumiem, ale nie mówię.” Uśmiechnęłam się, podziękowałam i spotkanie trwało dalej. Kiedy goście już wyszli i gwar ustał a my mogliśmy wieczorem usiąść w ciszy, wróciły słowa mojej koleżanki. Tak, rozmawiałam po holendersku. Ale tego nie zauważyłam. Nie myśl, że mówię bezbłędnie – to niemożliwe. Jestem tu nie całe dwa lata. Zaczęłam zastanawiać się jaki powód jest, że ja mówię a niektórzy tu są kilka lub kilkanaście lat i nie mówią po holendersku. Wydaje mi się, że problem leży w nas samych. Za bardzo poważnie traktujemy siebie i nasze myśli. Nie chcemy się wygłupiać gdy popełnimy błąd, nie chcemy by się z nas śmiano jesteśmy przecież dorośli. Jest w nas tak wiele strachów. Zupełnie niepotrzebnie.
Moi znajomi Holendrzy cały czas się ze mnie śmieją ;-) a ja śmieję się razem z nimi. Śmiech to dobre lekarstwo na niemówienie po holendersku. Musimy pozwolić sobie popełniać błędy, nie tylko językowe. Kiedyś Ewa Foley powiedziała, że życie to nie próba generalna – ono już jest i się toczy. Ileż razy słyszałam ze: mogłabym pracować w swoim zawodzie ale nie znam języka, mógłbym robic coś co kocham ale ….język. Kochani, waarom nemen we onze gedachten zo serieus?
Czasami patrzę na cudownych moich rodaków, fantastyczne kobiety, mężczyźni z rewelacyjnymi pomysłami, które mogłyby spełnić ich marzenia o zrezygnowaniu z nielubianej pracy. Oczywiście, że nie możemy rzucić swojej pracy i powiedzieć, a teraz się spełniam, bo byłoby to ….nieodpowiedzialne, ale robiąc małe kroczki w stronę zrealizowania naszego pomysłu nawet się nie zorientujemy, kiedy nasze marzenia się spełnią. Nie bójmy się mieć marzeń nawet jeśli dziś one są bardzo odległe.
Dnia spełnienia marzeń Nam życzę ;-)
Kasia