Avontuur
Uważasz, że słowo ‘avontuur’ ma coś wspólnego z awanturą? Jeśli tak, to myślisz bardzo podobnie jak ja. Niestety muszę Cię rozczarować ‘avontuur’ w języku holenderskim to przygoda.
Całe nasze życie to jedna wielka ‘avontuur’. czasami są to przygody miłe, które chcemy pamiętać i opowiadać, a czasem są takie, które chcielibyśmy wymazać jak najszybciej z pamięci. Przyjeżdżając do Holandii byliśmy absolutnie przygotowani na wszelkie przygody i te dobre i te złe. I choć z natury jestem optymistką całe moje jestestwo gotowe było na wszystkie możliwe ‘fouten’ czyli błędy. Dzięki czemu mogłam spokojnie i z wypiekami na policzkach otworzyć się na fantastyczną ‘avontuur’. Oczywiście wszystko co robiłam po raz pierwszy było ……ekscytujące.
Pierwsza wizyta u fryzjera była pełna emocji.
Przyjeżdżając do Holandii byłam właścicielką długich blond włosów. Niestety po kilku tygodniach moje włosy dzięki holenderskiej wodzie nie chciały ze mną współpracować i stały się sytuacją nie do ogarnięcia. Nie pomagały żadne preparaty. Postanowiłam włosy zciąć. Przez cały tydzień szukałam w Internecie fryzury, która byłaby idealna i znalazłam. Wrzuciłam na swój laptop całą serię zdjęć. Z przodu, z tyłu, z boków – żeby nie było żadnych niepewności. Zdjęcia miały zastąpić to czego nie byłam w stanie sama zrobić – czyli dokładnie wytłumaczyć.
Zaopatrzona w laptopa i koleżankę mówiącą po holendersku poszłam do salonu fryzjerskiego polecanego przez wszystkie moje ówczesne, koleżanki.
Po wejściu do salonu okazało się, że nie jestem jedyną osobą nie mówiącą po holendersku. Pan fryzjer również nie znał tego języka. Pokazałam Panu wszystkie zdjęcia. Mężczyzna przyjrzał się dokładnie zdjęciom i powiedział – yes, ok.
15 minut później już nic nie było ani ‘yes’, ani ‘ok’. Moja fryzura nawet w pięciu procentach nie przypominała tej ze zdjęcia ani z przodu ani z tyłu ani z żadnego boku. Koleżanka prawie się popłakała, a ja starałam się znaleźć dobre strony sytuacji. Było trudno. Na koniec Pan zaproponował nam kartę stałego klienta na co zareagowałyśmy ucieczką. Po tygodniu okazało się, że moje koleżanki bardzo chwaliły ten salon ponieważ Pan cudownie obcina włosy ich mężom i synom, a one same nigdy u niego nie były… Dziś moje włosy są prawie tak długie jak przed obcięciem, a całą sytuację zaliczam do tych nie groźnych i lekko śmiesznych. Czasami jedynie myślę czy gdybym znała wówczas język to czy sytuacja byłaby tak drastyczna? Wydaje mi się, że ulegając namowom koleżanek wyższy poziom holenderskiego nie wiele by tu zmienił. Wtedy natomiast smutna i nieco wkurzona postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce i zaczęłam szukać kursu języka holenderskiego.
Ponieważ jestem mamą dwójki dzieci, które chodzą do szkoły, moje relacje z osobami porozumiewającymi się w języku holenderskim były bardzo częste. Jak już wspomniałam umiejąc powiedzieć ‘ik hou van jou’ i ‘goedemorgen’ nie dowiem się czy z moim dzieckiem w szkole jest ok. Nie zrozumiem również tego co mówi do mnie ‘de juf’ – czyli nauczycielka. Ba nawet maila nie przeczytam. W pewnym momencie uświadomiłam sobie sytuację w jakiej się znalazłam. W szkole w Polsce byłam jedną z tych mam, która piekła ciasta, szyła stroje na przedstawienia, przywoziła i odwoziła przyjaciół moich dzieci których było u nas w domu zawsze pełno. Bardzo często z innymi mamami spotykałyśmy się na kawie i nasze przyjaźnie biegły naturalnie. Zawsze wiedziałyśmy co dzieje się z naszymi dziećmi. A tu nagle stanęłam pod szkoła w grupie mam polek i ……nic nie mogłam sama zrobić. Nic bez poproszenia o pomoc w tłumaczeniu. Wtedy to było moje życie i było naturalną koleją rzeczy, dziś kiedy o tym myślę jest mi po prostu smutno. Pamiętam mój strach przed telefonem ze szkoły. Pamiętam ciszę w domu. Oczywiście mogłam posługiwać się językiem angielskim, który umiałam na poziomie podstawowym, ale od samego początku wiedziałam, ze to nie jest dobra droga.
Ja byłam pewna, ze muszę znać język którym za chwilkę zaczną posługiwać się moje dzieci. Muszę rozumieć ich przyjaciół. Wiedziałam także, że nie mogę dopuścić do sytuacji kiedy moje dzieci biorą odpowiedzialność za mnie i tłumaczą mi to co mówią do mnie inni ludzie.
To wszystko nie było i nie jest nadal bardzo łatwe.
Półtora roku to zdecydowanie za mało by móc swobodnie się porozumiewać.
Wówczas podjęłam pewne postanowienia. Po pierwsze nie mówię w języku angielskim. To troszkę wyglądało jakbym sama sobie podcięła gałąź na której siedziałam i przyznam – bolało. Kiedy ktoś pytał mnie czy mówię po holendersku ja odpowiadałam że troszkę, następne pytanie było czy mówię może po angielsku a ja odpowiadałam ze nie. Czy bolało? – Bolało. Ale dzięki temu o wiele więcej miałam możliwości mówienia lub próbowania mówienia w języku holenderskim. Drugim postanowieniem była szkoła. Ponieważ bardziej przemawiają do mnie obrazy niż słowa decyzja była oczywista – szkoła SVET. Były momenty kiedy czułam się jak głupek. Im więcej się uczyłam tym mniej umiałam. A kiedy już wydawało mi się że umiem, za tydzień dochodziły nowe słowa, zwroty i ja znów nic nie umiałam. Byłam wściekła na siebie. Wszyscy wokół mnie na zajęciach mówili tak ładnie, wszystko rozumieli a ja nic. Czasem nic nie potrafiłam powiedzieć. Niektórzy mówili, że na zajęciach udaje im się tak wiele powiedzieć, a na ulicy się zacinają. Ja miałam odwrotnie. Kiedy mnie nikt ze znajomych nie słyszał potrafiłam porozumieć się z osobą na ulicy, ale kiedy wchodziłam do sali ….wszystkie słowa z mojej głowy ulatywały.
Problem polegał na tym, że ja nie dawałam sobie wtedy zbyt wiele czasu. Ja bardzo chciałam nauczyć się wszystkiego tu i teraz. Chciałam wyjść na ulicę i móc mówić. Do tej pory czasem tak mam:-) Od zawsze chciałam mówić po holendersku tak jak czuję po Polsku. A tak sie nie da. Na to wszystko potrzebny jest czas. Dziś to wiem i dziś daję sobie ten czas, choć nadal jest irytujące że jednego dnia przychodzę do domu i mówię że miałam taki cudowny dzień, spotkałam Panią w sklepie i rozmawiałyśmy, rozmawiałyśmy i rozmawiałyśmy, a w następnym tygodniu nagle przychodzi frustracja bo ktoś coś powiedział i nic, zupełnie nic nie zrozumiałam. Wiele razy byłam dumna, że umiem już coś powiedzieć i chciałam tych zwrotów używać, a wszyscy wokół mówili zupełnie o czym innym.
Czasami są rzeczy o których na początku myślę, ze się ich nigdy nie nauczę, a które spotykam w reklamie, na ulicy czy telewizji. Jedną z nich był zwrot z reklamy sklepu Kruidvat – ‘Steeds verrassend, altijd voordelig!’ Niby nic, a jednak. Śpiewała to moja córka mój syn, mój mąż, przyjaciele naszych dzieci, a ja nie potrafiłam. To się oczywiście zmieniło i choć to zwykły zwrot to dał mi w kość. A może umiesz go przetłumaczyć?
Przyznam, że czasami to czy rozumiemy, gdy ktoś do nas mówi zależy też bardzo wiele od naszego rozmówcy. Czasem dwie osoby mówią to samo i jedną rozumiem, a z drugą mam problem. No, ale cóż nam chodzi o to by zrozumieć każdego :-)
Życzę Wam kochani dnia zrozumienia :)
P.S. Jeśli ktoś z Was chciałby zapytać się o coś bądź chce bym o czymś napisała to dajcie znać :-)
Kasia